Ułatwienia dostępu

Nie moje marzenia.

horses

Marzenia to pragnienia, które każdy z nas miał a mam nadzieję, że ma do dziś. Ja mam. One wyznaczają mi drogę w życiu. One sprawiają, że chcę rano wstać. Zawsze je miałam choć nie zawsze były moje. Dopiero w wieku dorosłym uświadomiłam sobie, co jest naprawdę moje a co było oczekiwaniem wobec mnie. Te oczekiwania były osób dorosłych, które mnie otaczały, ale wpłynęły na mnie tak bardzo, że wydawało mi się, że też tego chcę. Teraz wiem, że chciałam akceptacji, atencji, chciałam być zauważona i kochana. W głowie dziecka uroiłam sobie, że kochana będę wtedy, gdy będę taka jak oczekują dorośli. Będę grzeczna, będę dobrze się uczyć, będę miała zainteresowania, będę je rozwijała. Najlepiej sama, bo jak ja byłam dzieckiem zbyt wiele czasu nam nie poświęcano. Raczej chowaliśmy się na podwórku. Ja nie specjalnie byłam kontrolowana. Raczej nie uczono mnie co wypada, czego nie, co należy robić a co nie. Chyba, że przyjeżdżała np. rodzina. Wtedy był stos pretensji, jak zachowujesz się przy stole, jak się wyrażasz, jak się ubierasz, etc. Tak więc nie spełniałam oczekiwań rodziców, różnie bywało z tą grzecznością, różnie bywało z nauką (skoro trzepak był lepszym placem zabaw). A co z pasją? Dłuższa historia.Trochę z czapy wymyśliłam sobie zainteresowania, najbardziej abstrakcyjne jakie mogła w tamtych czasach wymyślić dziewczynka z bloku. Konie, a co? Guzik o nich wiedziałam, ale żeby wszyscy byli zadowoleni wymyśliłam, że nie jestem taka beznadziejna, i że mam zainteresowania. Wprawdzie nie jest to fizyka , ni łacina a tym bardziej gra na instrumencie. Są to konie. To było to. Okazało się, że tata ma taką możliwość i będzie woził mnie na konie. O matko! Prawie padłam na zawał jak mnie do nich przywiózł.

Nie przyznałam się, że się boję, że mi to nie gra, że to nie dla mnie. I tak przez 2 lata. Pewnego dnia zaczęłam dogadywać się z tymi zwierzakami i naprawdę zaczęło mi się podobać. Tak zostało do dziś.

Wracając do oczekiwań dorosłych, dumni byli ze mnie, że mam cel. Wkręciło mnie to tak, że chciałam być w stajni coraz częściej. I co? I był to fajny argument do szantażu. Jak nie ogarniesz tego czy tamtego na konie nie pojedziesz... Życie, do dzisiaj zauważam to u niektórych rodziców. Później zostało już tylko chwalenie się czego to córka nie robi z końmi. Jednak jak chciałam być w stajni częściej to musiałam sobie radzić. Jeździć na stopa, rowerem, zostawać na noc w stajni, bo nie było jak dojechać. Taki zimny chów. Wychowywali mnie starsi koniarze, to oni kształtowali mój charakter. Mamy już nie było a tata sam się pogubił. Pełna sprzecznych uczuć do całej sytuacji, ciągle udawałam, że jestem kimś innym. Jestem taka jaką chcą mnie widzieć inni. Mimo buntowniczych zachowań, które nie wiedziałam wtedy przeciwko czemu były, nie byłam sobą.

Co to był za rollercoster to poezja. Trochę czasu mi zajęło poukładanie sobie wszystkiego w głowie. Zrozumienie, zaakceptowanie, odpuszczenie, wybaczenie. Moi najbliżsi mieli ciężko. Gdy to ogarnęłam i złożyłam się na nowo, udało mi się to zrobić lepiej niż przypuszczałam. Świadome decyzje dmuchają w moje żagle. Energia mnie roznosi. Czuję, że to jest mój czas. Jestem lżejsza. Wiem, że jeszcze dużo pracy przede mną. To jest moja praca, dla mnie z mojego wyboru. Nie wszyscy członkowie rodziny akceptują moją autonomię. Są takie osoby, które nie pogodziły się z tym, że mam swoje zdanie. Że moje zachowania były słuszne, bo wynikały z moich odczuć i doświadczeń i na tamten moment były jedynym dobrym rozwiązaniem, bo były moje.

No dobra, a jak to ma się do koni? A no cudownie. Przez to, że chcę być akceptowana taka jaka jestem zrozumiałam, że nie wolno mi zmieniać innych nawet koni.  Jeżeli chcę z kimś być w relacji to albo mi odpowiada albo nie jestem w tym układzie. Ale nie tkwię w tym starając się dopasować kogoś do siebie lub siebie do kogoś. Zaczęłam akceptować konie takie jakie są. Nie zmuszam ich do współpracy - albo iskrzy albo nie. Z końmi jest łatwiej bo nie udają, także przeważnie iskrzy. Nie zawsze od razu ale iskrzy. Bez presji, bez nacisku. W mojej szkółce też poprosiłam instruktorów o wprowadzenie pracy z ziemi z klientami, lub spacery w ręku do lasu. Proszę by nauczono naszych klientów, że koń może nie mieć ochoty w danym dniu na pracę z siodła. Z różnych przyczyn, z powodu małych lub większych dolegliwości. One tak jak my mogą odczuwać ból, dyskomfort, cierpienie. Nie możemy udawać, że są niezniszczalne i nigdy im nic nie dolega. Im również może coś doskwierać tak jak nam, pomyśl jak często Ciebie coś boli, jak często może Ci się czegoś nie chcieć, jak często masz spadek energii. Dlatego taki spacer z koniem jest uszanowaniem jego indywidualności i zrozumieniem warunków współpracy. Tak jak my mogą mieć gorszy lub lepszy dzień bez wyraźnych objawów choroby. Jeżeli koń nie chce czegoś zrobić nie zmuszam go. Ma rodowód skokowy a skakać nie lubi, nie zmuszam. Mogę się pobawić, zachęcić ale nie zmuszam. Akceptuję to czego on chce. Na szczęście nie mam nic wspólnego ze sportem i nie przyjmuję już koni w trening sportowy dlatego nie stoję przed przymusem oczekiwań klienta. To też jest mój świadomy wybór.

Wzrosło moje zrozumienie i szacunek do tych tak wrażliwych zwierząt. Zachwycam się nimi jeszcze bardziej. Już nie potrzebuję poklasku ani widowni. Trenuję przeważnie w samotności o wczesnych godzinach porannych lub wieczornych gdy nikogo nie ma w stajni. Lepiej się skupiam. Jestem bardziej uważna. Pisanie tego bloga, opisanie mojej ścieżki i dzielenie się moimi spostrzeżeniami i doświadczeniem, też nie ma na celu popularyzacji mojej osoby, tylko pomoc innym. Innym osobom, które być może tak samo czują się poturbowane psychicznie jak ja się czułam.  Którym ciężko jest zdefiniować siebie, swoje potrzeby i marzenia. Które nie potrafią rozróżnić co jest ich a co jest im narzucane. Praca z końmi jest wypadkową wielu sytuacji z mojego domu rodzinnego, które w sumie wyszły na dobre. To jest już całkiem moje -  inne wybory, które nie były moje puściłam. Puściłam to cholerne myślistwo, jedzenie mięsa i wiele mniej znaczących zadań. To jest moja droga w życiu a gdy przy okazji mogę dzielić się wiedzą z innymi osobami to jest to zdecydowanie moja droga w życiu. Tak mi się to układa, że niemalże na każdym etapie przygody z końmi uczyłam kogoś. Najpierw jako wolontariusz stojąc na lonży w stajni jako dzieciak, później już nastolatka, następnie instruktor, nauczyciel, coach. To jest chyba moje przeznaczenie uczyć, uczyć jak jeździć, uczyć relacji, uczyć tolerancji, zrozumienia akceptacji, rozwoju osobistego. Uczyć w stajni i poza nią. W ośrodkach terapii czuję się jak ryba w wodzie. Mam nadzieję, ze znajdę jeszcze milion dróg zgodnych ze mną i rozwijających mnie. Wiem jedno, konie już będą zawsze. Życzę Wam świadomych marzeń. Waszych marzeń.

koń kasztan

Argo Horse

ul. Łąkowa 23,
64-820 Szamocin,
woj. wielkopolskie, Polska

+48 503 555 336
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

NIP: 7661002867
REGON: 570222992

Pozostańmy w kontakcie

Obsługa klienta


InPost_PeyU

Copyright © 2022 by argohorse.pl | Wszelkie prawa zastrzeżone.