Koktajl z cudami
Każdy ma swoje interpretacje wydarzeń, każdy oceni moje historie z własnej perspektywy. Ja uważam, że ostatni czas w moim życiu to czas cudów. Zapowiadają się wielkie przełomy w moim życiu zawodowym, na które szykuję się od jakiegoś czasu. Robię to wszystko po to, by stworzyć sobie możliwość utrzymania moich wszystkich koni w czasie, w którym one już nie mogą pracować pod siodłem. Zamknęłam szkółkę jeździecką bo już coraz mniej koni może pracować a coraz więcej przechodzi na zasłużoną emeryturę. Niektóre nie pracowały nigdy ze względu na stan zdrowia inne są od kilku lat na emeryturze. Nie sprzedam ich na stare lata, bo uważam, że tak po prostu nie można. Pracowały ze mną i dla mnie tyle lat, że czas najwyższy żebym teraz ja pracowała dla nich i na nie. Oczywiście, że moja głowa jest pełna obaw, czy się uda ale jednocześnie intuicja mi podpowiada, że nie dość że będzie dobrze, to jeszcze będzie lepiej niż się spodziewam. A, że mocno wierzę w prawo przyciągania, to już mam na to dowody.
Po tym jak ogłosiłam w socialmediach moje plany i obawy oraz dobre przeczucia, zadzwoniła do mnie pewna pani, która wyraziła uznanie do mojego postanowienia i chęć pomocy. Pani jest miłośniczką zwierząt, behawiorystą, lekarzem weterynarii i ma mnóstwo skończonych szkoleń. Zaproponowała, że przeprowadzi szkolenia na moich koniach, gdzie zwierzaki nie będą pracowały pod siodłem. Trochę się rozruszają jednocześnie przynosząc pieniążki i służąc w edukacji innych osób. Same superlatywy. Dużo osób pisze i dzwoni by zapewnić, że mnie wspierają w moich pomysłach i trzymają kciuki. Jest to bardzo miłe.
Drugim cudem, który wydarzył się w zeszłym tygodniu to fakt, że nic mi nie jest. Jechałam sobie na wieczorną przejażdżkę motorem, jak nigdy sama ( zawsze jeżdżę z Marcinem) i miałam wypadek. Facet z podporządkowanej (gdzie miał jeszcze znak stop), wyjechał prosto na mnie. No i stało się, pierdyknął we mnie, ale tego nie pamiętam. Ocknęłam się jak przejeżdżał mi po ręce. Motor rozbity ale ja jestem cała. Trochę poobijana, porysowana ale cała. Dodatkową wartością w tym zdarzeniu to była obserwacja moich emocji. Na początku towarzyszyła mi złość i dość szybko zwentylowałam ją na panu, który we mnie wjechał. Totalnie bez wyrzutów sumienia, dało mi to dużą ulgę. Później gdy adrenalina puściła i zaczęłam odczuwać różne części ciała przyszła rezygnacja, niemoc.
Uświadomiłam sobie, że jednak są sytuacje, na które wpływu nie mam. Ciągle jednak pamiętam słowa Frankla, który mówił o naszym wpływie nad interpretacją i dlatego zaraz potem przyszła wdzięczność, że nic poważnego się nie stało. Noc była kiepska, bo łóżko wyjątkowo stało się niewygodne. I tu juz wiem, że skoro nie przyszedł regenerujący i kojący sen to i dzień może wypaść różnie. I też tak było, zaczęło się od spaceru w lesie, gdzie zryczałam się jak bóbr. Wybuchł istny koktajl Mołotowa, bo płakałam z niemocy, bólu, wdzięczności i poczucia szczęścia, że nic się nie stało. Później znowu przyszła złość na całą tę niepotrzebną sytuację, która przerodziła się w energię do działania. W pracy był to bardzo efektywny dzień, po którym padłam na twarz i mimo bólu zasnęłam. Kolejny dzień już był całkiem z górki a ja byłam szczęśliwa, że zadziałały wszystkie narzędzia bezpieczeństwa i ogarnęłam się emocjonalnie już w jeden dzień. Chociaż obawa przed jazdą motorem jest ale, że całe życie jeżdżę konno i znam ten stan po glebie, to wiem, że po upadku trzeba wsiadać z powrotem. Pomalutku wszystko wróci do normy.
Poza takimi spektakularnymi wydarzeniami to mam teraz czas, kiedy codziennie dzieje się coś pięknego. Poza wspaniałymi zwierzętami, które mi się pokazują podczas porannych spacerów i zawsze to uważam za cud (że chcą mi się pokazać), spotykają mnie takie historie jak znalezienie pieniążka na chodniku czy wspaniałe widoki nieba. W sobotę pobawiłam się trochę z końmi i pojeździliśmy ze znajomymi motorami. Ja jako plecaczek (bo mój skasowany) ale to dobrze, bo przed każdym skrzyżowaniem pikawa się zatrzymywała. Dzień zakończył się kolacją przy ognisku i było cudownie. Pogoda piękna, w stajni błoga cisza w domu wszystko w porządku. Kontynuuję dotychczasowe współprace, co daje mi poczucie bezpieczeństwa. Czuję, że idzie lepsze. Z innymi, nowymi ludźmi zaczynam nowe projekty i daje mi to świeżość i energię do dalszych działań. Miesza się nowe ze starym, gdzie wkrada się niepewność ale jednocześnie motywuje do większych wysiłków, co natomiast dobrze rokuje dla moich planów. No i motor nowy się przyda to i ten fakt jara mnie niezmiernie. Cenna lekcja z emocji odrobiona, nowa wiedza z doświadczeń jak zawsze w cenie. Także poprawiam koronę i lecę dalej.