Ułatwienia dostępu

Jak odpuścić?

Zajmuję się opieką nad zwierzętami, którym dałam wraz z rodziną drugie życie. Robię coś, co robili moi rodzice mimo, że tata był myśliwym. Wychowywałam się w  domu, gdzie odkarmiane były koty strzykawką a ptaki pipetą. Mieszkaliśmy w bloku i mięliśmy dużo zwierząt, jak na te warunki. Zawsze był jakiś kot, przynajmniej dwa psy, szczury, rybki, papużki.  Zdaje się, że powielam zachowanie rodziców.

Często są to zwierzaki chore, potrzebujące opieki, leków, miłości. Trochę się tego nazbierało, a w związku z tym jest sporo obowiązków. Czasami słyszę jak konie kaszlą w nocy, jak psy popiskują, koty smarkają. Strasznie mnie to wcześniej martwiło. W nocy jak to w nocy, emocje uderzają ze zdwojoną siłą. Zaczynałam się denerwować, rozbudzałam się i najzwyczajniej bałam. Trochę było to uciążliwe. Średnio przespana noc, wstaję o 5, żeby ogarnąć zwierzaki, siebie, dzieciaki i do pracy. Zaczynało brakować mi sił. Zaczynał psuć mi się nastrój. I tak sobie pomyślałam, że chyba nie o to chodzi.

Ktoś kiedyś mi powiedział, że pomaganie daje dużo energii a ja czułam że mam jej coraz mniej. Nawet pomyślałem sobie kiedyś, że gdyby nie  te zwierzaki byłabym naprawdę  szczęśliwa.  Ułożyłam sobie życie tak jak chciałam. Mam  kochaną rodzinę,  fajny dom, bardzo ciekawe prace, satysfakcję finansową no i jednak te zwierzaki, bez których nie wyobrażam sobie życia. Naprawdę jest się z czego cieszyć, gdyby nie  jedno zmartwienie, że one cierpią.   Aż nadeszła pewna refleksja.  Dlaczego mnie to kosztuje tyle nerwów? Dlaczego mnie spala? Nie potrafiłam wpaść na to sama i skonsultowałam się z cudowną kobietą, moim aniołem stróżem od psychiki Pauliną Nowak.  Jak zwykle postawiła mnie do pionu i wytłumaczyła mi rzeczy nie takie znowu nowe. Potrzebowałam, żeby ktoś je wyartykułował głośno a mnie sprowadził z powrotem na tę moją, zwariowaną drogę.  No tak przecież to jest takie oczywiste. Przecież nie jestem odpowiedzialna za całe zło tego świata. Nie muszę spłacać długów ludzkości wobec zwierząt. Mam świadomość, że robię wszystko co jest możliwe i w moim zasięgu. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Poza jednym.

Mój nastrój. Mało kto jest w stanie wyjść z choroby jak najbliżsi się nad nim użalają. Nie doda to choremu sił do walki jeżeli ciągle będę nad nim jęczeć. Moje myśli i mój nastrój hulający w polu energii musiały na te zwierzęta wpływać negatywnie.

Przyszedł czas, żeby to zmienić. Przyszedł czas, żeby cieszyć się najmniejszą zmianą na lepsze. Nauczyć się te zmiany dostrzegać. Przyszedł czas żeby się po prostu z tych zwierząt cieszyć, że są, że mają swoje stado, swój dom i rodzinę. I co się okazało? Jak zaczynałam wychwytywać najmniejsze oznaki poprawy zdrowia, jak zaczynałam się tym naprawdę cieszyć, to im się poprawiało. Zmieniłam też retorykę zamiast mówić chciałabym, żebyś nie był chory mówię super, że idziesz ku zdrowemu. Zamiast mówić czego nie chcę, mówię co chcę. 

Nawet jak budzę się w nocy z powodu kaszlu konia mówię sobie: dostałeś leki, dostałeś zioła, zrobiłam co mogłam, a teraz to już jest  w twojej gestii i to są twoje starania. Wierzę, że potrafisz się uzdrowić tak jak ludziom się to zdarza, wbrew medycynie, gdy nazywamy to cudem.  Bo jeżeli przytrafia się to ludziom, a chyba każdy z nas słyszał o takim przypadku a nawet zna taką osobę, ja znam, to niby dlaczego nie mogłoby to dotyczyć zwierząt? A jak moja energia i moje pozytywne nastawienie, ciepło, uśmiech, i czas który im poświęcam wpływa na ich nastrój to reszta jest tylko kwestią czasu. Oczywiście nie odstawiając leków skupiłam się na ich psychicznym dobrostanie. 

Druga sprawa, to jak pies straci  łapę to potrafi dalej się cieszyć.  Jeżeli ma zapewnioną opiekę, miłość i dom, nie wpada w stany depresyjne z powodu braku łapy. Czyli może być tak, że te moje zwierzęta wcale aż tak bardzo nie cierpią jak ja sobie to wyobrażałam. A nawet gdyby tak było, że jednak cierpią, to to nie jest moja odpowiedzialność. Nie jest to skutek mojego postępowania. Nie jest to za moją przyczyną. Ja mogę tylko teraz w miarę możliwości poprawiać ich stan zdrowia i stan psychiczny. A to oznacza że czas najwyższy odpuścić bolączki, na które nie mam wpływu. Odpuścić sprawy to nie znaczy zaniedbać. Dalej będę o te zwierzęta dbała jak potrafię i korzystała z pomocy fachowców.  Z tą jedną różnicą, że się nad nimi nie użalam i siebie nie wpędzam w stany poczucia winy i bezradności.

I tak po raz kolejny odrobiłam lekcje zadaną przez moje zwierzęta. A jak nauczyłam się odpuszczać, w tak ważnych dla mnie sprawach - w sprawach o dużych kosztach emocjonalnych, to w innych sytuacjach życiowych tym bardziej. No i poobcinałam wszystkie nitki, które krępowały mi skrzydła, a na których jakość ja nie miałam wpływu. W pewnym momencie przytuliłam je wszystkie do siebie ponosząc konsekwencje za innych i biorąc odpowiedzialność za nie moje sytuacje.  Skrępowane skrzydła nie prowadzą do niczego dobrego.  Odkąd odpuściłam idę rano do stajni z  rozpierającą dech piersią,   taka wielka,  taka szczęśliwa.  Bo wcześniej bywało, że z duszą na ramieniu.  Wiem też, że nie wszystkim jestem w stanie pomóc ale, to też nie jest moja rola. Z kolei tym, którym pomagam i pomogłam jestem bardzo wdzięczna za to, że one również pomagają mi. Za to, że definiują moje życie. Że tłumaczą mi jego sens. A co najważniejsze, że pchają mnie do rozwoju, codziennie uczą, a ja dzięki temu mogę tą wiedzę przekazywać innym.  Na szkoleniach często mówię: a tego nauczyły mnie moje zwierzęta. Kochani, obserwujcie swoich pupili, usłyszcie co chcą Wam powiedzieć. One po coś tu są, po to by nas uczyć i pchać do rozwoju. Całuję Was i wszystkie Wasze pupile.

Argo Horse

ul. Łąkowa 23,
64-820 Szamocin,
woj. wielkopolskie, Polska

+48 503 555 336
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

NIP: 7661002867
REGON: 570222992

Pozostańmy w kontakcie

Obsługa klienta


InPost_PeyU

Copyright © 2022 by argohorse.pl | Wszelkie prawa zastrzeżone.