Ułatwienia dostępu

Co mi to robi?

koń w klinice

Do poniższych wypocin skłoniło mnie ostatnie wydarzenie w naszej stajni. Otóż kot, który przybłąkał się na posesję, dokarmiany przez nas a wcześniej leczony wpadł pod auto przed stajnią. Napisałam post na fb, do osoby która przejechała kota i nie udzieliła mu pomocy. Pod postem ruszyła dyskusja o odpowiedzialności lub jej braku osób opiekujących się kotem (chodzi o mnie) . Czy kot powinien wychodzić z domu czy nie? Czy jest inwazyjny czy nie? Etc.

Moje zdanie jest takie, że nie odpowiadam za wszystkie koty, lisy, sarny, jeże, gołębie, borsuki i inne zwierzęta oraz ludzi, którym pomogliśmy. Nie jestem w stanie ich wszystkich trzymać w domu i zabraniać wychodzić. Odpowiadam za te, które są moje, których mam książeczki zdrowia i inne dokumenty, które naprawdę mieszkają z nami.

zastrzyki

Prawda jest taka, że dużo moich znajomych ma taki problem jak my, że ludzie nie sterylizują kotów a młode podrzucają do stajni. Niektóre da się oswoić - inne nie, niektóre da się złapać -  inne nie, niektóre można wysterylizować - inne nie. Pomocy w złapaniu i sterylizacji z nikąd nie ma. Mając na głowie rodzinę, pracę zawodową i inne zwierzęta, nie jestem w stanie zajmować się tylko kotami. Co mogę to robię, jak są chore leczę, jak są głodne nakarmię, udaje się odrobaczyć i co niektóre wysterylizować a niektórym nawet znaleźć dom.  Zaznaczam, że te koty to nie mój wybór, one są tu podrzucane. Do domu biorę te, które nie poradzą sobie na zewnątrz, które trzeba leczyć, dokarmiać itd. Absolutnie nie żalę się na tę sytuację, pomagać słabszym to rola człowieka i ja ją wypełniam.

Staram się pogodzić pracę z rodziną i zwierzętami oraz utrzymywać racjonalną równowagę w tej korelacji. Czy mi to wychodzi? Oceni kiedyś rodzina (która również angażuje się w taką pomoc). Nie mam fundacji, nie robię tego bo tak wybrałam, robię tak gdy widzę krzywdę człowieka lub zwierzaka a mam możliwość pomóc.

pies u dentysty

Jeżeli ktoś uważa, że zwariowałam bo przesadzam to nie mój problem. Jeżeli ktoś uważa, że mogę robić więcej to nie mogę. A jaka jest świadomość społeczeństwa to już się przekonałam w dniu owego wypadku. Przyjeżdża jakiś klient do Marcina i pyta się o niego. Odpowiadam, że go nie ma. Kiedy będzie? Nie wiem, jest w klinice, ratuje kota. Widzę zaskoczenie w oczach pana. Kota? Tak proszę pana, ktoś przejechał kota przed naszym domem i trzeba było go ratować. Na to pan - rasowy był? Nie proszę pana dachowiec. Grymas na twarzy delikwenta, bezcenne. Bo wiecie, ratować dachowca? A co się z tego ma? Rasowego można rozmnożyć i zarobić ale dachowca? Kolejna sytuacja to: osoba gorliwie komentująca mój post, uważająca, że to ja ponoszę odpowiedzialność za wypadek, jest osobą która hoduje koty. No cóż mam powiedzieć, urażę w tej chwili sporo moich znajomych, jednak ja tak uważam. Nieetycznym jest zarabiać na macicy zwierząt. Chcesz mieć małe pieski, kotki i inne zwierzęta, powołujesz je do życia - to trzymaj je u siebie. Nie sprzedawaj. Nie jesteś w stanie odpowiadać za osobę, której sprzedajesz zwierzę, nie wiesz czy będzie miał zagwarantowane godne życie. I nikt mi nie powie, że sprawdzenie domu przed sprzedażą załatwia sprawę. Nie załatwia. 

Nie jeździsz kontrolować domów. Zwierzaka sprzedałeś jak przedmiot i nic Tobie do tego co kupujący z tym zrobi. A wysyłane aranżowane zdjęcia od obecnych właścicieli może być fikcją i jest tylko "zagłuszaczem" Twojego sumienia. Schroniska są pełne zwierząt w typie rasy. Skąd one tam się wzięły, skoro wszystkie w którymś pokoleniu mają rasowca z hodowli? Z hodowli w której pracą samicy było bycie w ciąży dla Twoich celów finansowych, nie dla podtrzymania gatunku, nie dla kochania. Tylko dla celów finansowych.  Stanowisko pracy - ciąża.

Ja nie sprzedaję, już koni. Nauczyłam się, że mimo zapewnień ludzi oni różnie robią. Bo sytuacja życiowa się zmienia, bo finansowo kiepsko, bo zachorował, bo zrobił się złośliwy. Mimo podpisanych umów o pierwokupie, konie zostały sprzedane dalej.  Ja mogę dać Ci konia, jak Ci na nim zależy, w dzierżawę bez możliwości przeniesienia. Dlaczego? 

Bo mam go na oku i pod opieką. Bo jak Cię nie stać na leczenie, to ja go leczę. Bo jak nie masz możliwości czuwać przy nim w chorobie w nocy, to ja przy nim czuwam. Bo jak Ci się znudzi to mi się nie nudzi. Bo jak trzeba podać co 3h leki, to ja mu podam. Bez dodatkowych opłat, bez problemów. Ogarniamy zawsze jak jest potrzeba. Śmiejemy się, że skończyliśmy eksternistycznie weterynarię. Jeździmy po klinikach a czasami nasz dom zamienia się w klinikę.

rana konia

Dzierżawę konia zawsze ustalam z osobami dorosłymi ale to głównie młodzież z tego korzysta. Naprawdę mimo zapewnień dorosłych osób, że to członek rodziny, że już na zawsze z nimi itd., zdarza się tak, że rezygnują z konia. Z pierdyliona powodów, nie wnikam. Ja wtedy mówię, nic się nie stało, ja dalej będę się nim opiekować, do ostatnich jego dni. Nie gniewam się na nikogo, kto zrezygnował z tego układu. W życiu naprawdę różnie bywa a ja mogę odpowiadać tylko za siebie. Te konie, które są w tej chwili u mnie, nie wyjadą stąd, póki żyję.

Czy rozmnażam konie? Już nie. Czy będę to robić? Możliwe. Biorę pod uwagę pokrycie klaczki kuca, która jest wyalienowana w stadzie. Nie ma towarzystwa, chodzi samotnie. Tu się zastanawiam czy nie pozwolić jej urodzić. Decyzji jeszcze nie podjęłam, nie wiem czy to dobry kierunek.

Cokolwiek robię zadaję sobie pytanie: co mi to robi? W jakie mnie wrzuca wibracje? Czy mnie to spala czy nie? Czy daje mi satysfakcję? Czy konsekwencje są do udźwignięcia?

Zawsze pytam: co mi to robi? Jeżeli wiem, że jest szansa pomóc i uważam, że udźwignę koszty emocjonalne, finansowe i każde inne to - to robię, jak nie to odpuściłabym, poprosiła o pomoc kogoś innego, wymyśliłabym coś. Do tej pory nie musiałam i nie muszę. Mam świadomość, że całego świata nie zbawię. Mam świadomość, że wśród moich znajomych są ludzie którzy uważają inaczej. Ja nie nakazuję, nie narzucam swoich poglądów tylko się nimi dzielę. A czyta i słucha ten, który chce to czytać i słuchać. Każdy robi zgodnie ze swoją etyką, sumieniem i doświadczeniem w danym punkcie swojego życia.

Nie jestem szowinistką gatunkową, wg mnie życie jest cenne i bez różnicy kto jest jego użytkownikiem. Staram się pamiętać, że moja wolność kończy się tam gdzie zaczyna krzywda innych ( nie ma dla mnie znaczenia jakiego jest gatunku).

Argo Horse

ul. Łąkowa 23,
64-820 Szamocin,
woj. wielkopolskie, Polska

+48 503 555 336
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

NIP: 7661002867
REGON: 570222992

Pozostańmy w kontakcie

Obsługa klienta


InPost_PeyU

Copyright © 2022 by argohorse.pl | Wszelkie prawa zastrzeżone.