Ułatwienia dostępu

Akceptacja umiejętność, której nie miałam

Proste, powszechne słowo - akceptacja. Tak by się wydawało. Dla mnie to prawdziwy ośmiotysięcznik. Tak mocno upierałam się kiedyś by było po mojemu. Wieczna walka z wiatrakami. Na wielu płaszczyznach życia. Często nie mogłam zaakceptować nawet pierdół.  Już w dzieciństwie nauczona byłam punktualności. Niby dobra cecha. Naprawdę już musi wydarzyć się coś poważnego, na co nie mam wpływu, żebym się spóźniła. Z reguły jestem przed umówioną godziną, gdyby coś nie poszło to zostawiam sobie ok 15 minutową rezerwę. To natomiast często prowadzi do sytuacji, w której ja czekam na spóźnialskich. Oni spóźnią się jakieś kolejne 15 minut i mam pół godziny z głowy. Bo czekam. Miałam wrażenie, że wiecznie na coś lub kogoś czekam. Uruchamiała się paleta negatywnych uczuć, od straty czasu po gniew z powodu szacunku do mnie. Kiedyś myślałam, że jak ktoś spóźnia się to mnie nie szanuje, bo skoro nie szanuje mojego czasu to mnie też. Taki nastrój często rzutował na atmosferę pierwszych minut spotkania. I to dopiero była strata czasu ale dotarło to do  mnie dużo później.

Inna sytuacja, która doprowadzała mnie do szału to głośne jedzenie. Matko kochana co to był za nerw. Wiem, że nie jestem osamotniona w takiej reakcji i jest to normalne. Tyle tylko, że u mnie nie chodziło tylko o mlaskanie czy siorbanie. Moje nerwy napięte były już przy chrupaniu a nawet przełykaniu. Zjedz człowieku surową marchewkę bez chrupania. Nie muszę przypominać, że sporo czasu spędzałam i spędzam w stajni, gdzie takie marchewki leżą w skrzynkach i każdy je bierze kiedy chce. Wieczne chrupanie.

O dziwo gdy konie chrupały sianko, jabłko czy marchewkę - uwielbiałam to.  Pewnego dnia zaczęłam się nad tym zastanawiać. Dlaczego koniom wybaczam więcej niż ludziom mnie otaczającym, i sobie? Dlaczego zwyczaje koni akceptuję, lubię a ludzkie już mniej?

Gdy przyszedł czas lockdownu, był to dla mnie prawdziwy przełom. Wykorzystałam ten czas chyba najlepiej jak tylko można. Przeczytałam zaległe książki, które piętrzyły się zakurzone. Wzięłam udział w wielu kursach online, które były w zasięgu ręki. Co najważniejsze miałam czas na wgląd w siebie. Od tej pory moich szkoleń nie ma końca. Uwielbiam to. Jeszcze nigdy nauka nie przynosiłam mi takiej satysfakcji jak teraz. Długo nie trzeba było czekać na rezultaty w jakości życia. Od tych osobistych, przyjacielskich, zwierzęcych, zawodowych po finansowe. Zaczęłam sama szkolić.

Gdy dotarły do mnie techniki treningu mózgu okazało się, że można ignorować chrupanie. Mało tego można to obrócić w poczucie satysfakcji ze wspólnie spędzonego czasu. Takie prawdziwe uczucie satysfakcji. Gdy ktoś spóźnia się na spotkanie ja w tym czasie czytam książkę lub słucham podcastów.

Jestem mistrzynią w podwójnym wykorzystywaniu czasu. Jadąc do pracy słucham wykładów. Idąc z psami na spacer praktykuję medytację chodzoną i wdzięczność. Pracując z końmi ćwiczę swój charakter i odpuszczanie. Myjąc zęby ćwiczę propriocepcję, robię to stojąc na jednej nodze z zamkniętymi oczami. Sprzątając dom ćwiczę neurony, przez wytrącanie się z nawyków i tworzenie nowych.

To teraz ulubiona część. Jak to się ma do koni? Znowu moja relacja z nimi zmusiła mnie do refleksji. Zadziałało to jak koło. Dzięki nim zaczęłam się dokształcać w nowej dziedzinie co przełożyłam na kontakty z ludźmi i przeredagowałam trochę kontakty z końmi. Nowe umiejętności przełożyłam na polepszenie relacji z nimi i z sobą. Po pierwsze zaczęłam akceptować swoje błędy. Zdałam sobie sprawę, że dążenie do perfekcji w pracy z końmi mnie frustrowało a one się spinały. Wiem, że droga składa się z małych kroków a czasami kroków wstecz. I jest to dobre. Daję im więcej czasu na zrozumienie zadania bo właśnie ten czas jest najlepszy. To jest ta droga z której w końcu jestem zadowolona. Nie patrzę ślepo na cel. Dostrzegam szczegóły i doceniam je. Jestem wdzięczna, za każdą zmianę nawet tą niepożądaną. Takie zmuszają mnie do zadumy nad ich przyczyną. To jest piękne i naprawdę przyjemne.

Zaczęłam akceptować rzeczy na które nie mam wpływu. Na co nie mam wpływu? Na przeszłość. Na coś co się wydarzyło. Wiem, że nie byłam, nie jestem i nie będę idealna.  Wiem, że jak coś się wydarzyło to jest faktem a z faktami się nie dyskutuje. Wiem, że traciłam swój cenny czas na rozpamiętywanie i zastanawianie się co zrobiłam nie tak? Dlaczego ktoś odebrał moje słowa na opak? Dlaczego tak a nie inaczej się w danej chwili zachowałam. Już wiem, że jeżeli kogoś skrzywdziłam, mimo braku takich intencji, nie ma sensu tego rozpamiętywać i biczować się. Wiem, że w każdej chwili postępuję tak jak w danym momencie potrafię i na co jestem gotowa. A ludzie odbierają zachowania tak jak oni są gotowi. Tak jak podpowiada im ich dotychczasowe doświadczenie i stan emocjonalny. Ja nawet nie muszę mieć z tym nic wspólnego. Mogę być przypadkowym odbiorcą. Każdy nosi swój bagaż doświadczeń życiowych. Każdy miał wzloty i upadki. Każdy kiedyś dał ponieść się emocjom. Nie trzeba tego rozpamiętywać z zaciśniętym gardłem. Można to sobie wyjaśnić, zrozumieć, rozcieńczyć, zaakceptować i odpuścić. Kiedyś usłyszałam, że każda minuta poświęcona na przywołanie złych emocji z przeszłości jest minutą straconą.

Czy po moich artykułach ktoś jeszcze ma wątpliwości, że konie uczą życia? A przynajmniej, że mnie uczą?

Życzę Wam byście odnaleźli swoją ścieżkę rozwoju.

Argo Horse

ul. Łąkowa 23,
64-820 Szamocin,
woj. wielkopolskie, Polska

+48 503 555 336
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

NIP: 7661002867
REGON: 570222992

Pozostańmy w kontakcie

Obsługa klienta


InPost_PeyU

Copyright © 2022 by argohorse.pl | Wszelkie prawa zastrzeżone.