A co gdy odchodzą?
Ciężki to czas, w którym trzeba mierzyć się ze stratą. Mimo, że wiem, że taka jest kolej rzeczy, nie zmniejsza to mojego bólu. Chcę wierzyć że moje istnienie, nie skończy się na ziemi ale jest to tylko jeden etap podróży. Chcę wierzyć, że taki los czeka każdą istotę żyjącą na tej ziemi. I choćby nie wiadomo jak racjonalizować to sobie w głowie, ból i tak jest. Trzeba przejść wszystkie pięć etapów żałoby i wszystkie bolą w większym lub mniejszym stopniu.
Szok i niedowierzanie występują nawet gdy jest to śmierć, której można było się spodziewać. Nawet gdy jest poprzedzona długą chorobą i wielkim cierpieniem to zawsze gdzieś z tyłu głowy jest nadzieja, że skończy się to dobrze. Wierzymy do końca, choć już nie ma racjonalnego wytłumaczenia, to ciągle z nadzieją czekamy na cud. Później następuje dezorganizacja. Czas w którym zderzasz się z rzeczywistością już bez kochanej przez ciebie istoty. Nawet gdy odchodzi szereg obowiązków wraz z nią, ciężko jest zorganizować bez niej dzień. Boleśnie zderzasz się z jej nieobecnością. Następnie przychodzi bunt.Na tym etapie pojawiają się pytania: Dlaczego? Jak to się mogło stać? Dlaczego mnie to dotyka? Dlaczego mnie opuścił? Jak mógł mnie zostawić w smutku. Szok zmienia się w bunt skierowany przeciwko zmarłemu, sile wyższej, całemu światu.
U mnie osobiście jest to bardzo burzliwy etap. Łatwiej jest mi na kogoś się gniewać że mnie zostawił niż zaakceptować jego stratę. Kolejny poziom to smutek, tutaj następuje rozpacz i płacz. W tym punkcie u mnie pojawia się jeszcze poczucie winy, że mogłam zrobić coś więcej. Jest mi tak cholernie ciężko na sercu i chcę cofnąć czas. Mam świadomość tego, że na każdym etapie mojego życia, podejmuję dobre decyzje. Jedyne decyzje, które mogę wybrać i są ściśle związane z moim stanem emocjonalnym, doświadczeniem i umiejętnościami na dany moment. Na tę chwilę inaczej nie umiałam. Mimo to uderza mnie poczucie winy. Gdy już to sobie przemówię i wyjaśnię nadchodzi kolejny etap żałoby, który jest ostatnim - akceptacja. W tej fazie wraca się do życia z pełną paletą emocji tymi radosnymi również. Zaczynam sobie zdawać sprawę z tego, że mogę bez wyrzutów sumienia śmiać się i cieszyć. Wiem, że zmarły nie życzyłby sobie oglądać mnie smutnej a ja nie mogę poświęcać swojego życia na pielęgnowanie stanów, które mogą doprowadzić mnie do depresji. Depresji, która może zrujnować moje życie i życie moich najbliższych.
Żałoba jest indywidualną sprawą. Długość poszczególnych etapów żałoby również jest indywidualna. Przejście ich wszystkich nie sprawi że zapomnimy o stracie. Przechodzi się tylko nad nią do porządku dziennego. Zostają nam wspomnienia, które należy pielęgnować.
I możecie myśleć, że jestem szalona ale tak samo mocno boli mnie strata bliskich mi osób jak moich zwierząt.
I w obu przypadkach najgorsza jest bezsilność. Człowiek staje na głowie, jeździ po klinikach, szpitalach, lekarzach a i tak czasem realizuje się czarny scenariusz. Dużo zwierząt mi odchodzi bo opiekuję się przeważnie takimi, którymi już nikt opiekować się nie chce. Stare, chore, zmęczone. Mimo, że wiem, że za dużo czasu im nie zostało, za każdym razem boli tak samo mocno. Jak już mi się wydaje, że jestem ze śmiercią na ty, to znów uderza z nieoczekiwanej strony. Po raz enty serce mi pęka. Ale jest to czas by się zatrzymać, zastanowić, zweryfikować wartości. Tak jak ktoś kiedyś powiedział: "serce musi pęknąć by móc się otworzyć". Śmierć jest pstryczkiem w nos dla żyjących, by doceniać najdrobniejsze piękno, najdelikatniejszy gest miłości, zachód słońca i śpiew ptaków.
W tej chwili staram się jeszcze bardziej doceniać, szanować, kochać. Cieszyć się z małych rzeczy. Wiem, że zawsze całość składa się z drobnych elementów. Jak skupię się na jakości drobiazgów to i pełen obraz będzie dobry. Nie wybiegać daleko w przyszłość, bo nie wiem czy będzie mi dana. Za to skupiać się na każdym kroku tu i teraz. Mam wpływ tylko na to co dzieje się w tej chwili, w teraźniejszości. Nie marnuję czasu na przeszłość, w niej już nic nie zmienię. Mogę z niej wyciągnąć wnioski, uczyć się na błędach, czerpać dobrą energię z przyjemnych chwil. Nie rozpamiętywać, nie żałować, nie obwiniać się. Każda istota, która stanęła na mojej drodze stanęła w jakimś celu. Jeżeli odchodzi to znaczy, że wypełniła swoje zadania na ziemskim padole. Mi zostaje zapamiętać nauki takie jak: cierpliwość, zrozumienie, współczucie. Wdzięczność za to, że mogliśmy się poznać i spędzać razem chwile. Docenić wspólny czas.
Nie tak miał wyglądać ten poniedziałkowy artykuł. Niestety został poprzedzony stratą ważnej dla mnie osoby. Osoba, która wiele w życiu przeszła, bardzo się napracowała. Dorastała w ciężkich czasach i wiele razy była zdana tylko na siebie. Przez to była bardzo kreatywna i twórcza. Kochała zwierzęta. Nauczyła mnie jak w domowych warunkach udzielać im pierwszej pomocy. Jak wyciągnąć kota w chwili gdy lekarze mówią; " marne szanse". To ona nauczyła mnie, że nie tylko leki są ważne ale też uwaga i poświęcony czas. Podawała mi przepisy na domowe mikstury, kazała masować, głaskać, odzywać się do zwierząt, które wydawałoby się, że są w agonii. Nie jest to proste przy tylu obowiązkach ale jest skuteczne. Udało się i to nie raz. Miała niesamowitą rękę do roślin, dużą wiedzę tę przekazywaną z pokolenia na pokolenie i tę nabytą doświadczeniem życiowym. Z sercem na dłoni ale też z jasnymi granicami. Niecałe 160 cm wzrostu a jak trzeba było to i potrafiła mężczyźnie przyłożyć. Dobra gospodyni, cudowna żona, ciepła babcia moich dzieci.
Do zobaczenia Babciu po drugiej stronie tęczowego mostu.